Przy okazji listopadowej aury oraz patriotycznych nastrojów z radością przedstawiamy autorskie opowiadanie Marysi z klasy 1 liceum.
„Przyjaźń aż do końca”
Weszłam na drzewo bez żadnych problemów. Wyjęłam z torebki książkę i rozpoczęłam czytanie na stronie, na której ostatnio zakończyłam.
-Hej panienko!- Jakiś chłopak stał pod drzewem, na którego gałęzi siedziałam.
-Coś ważnego, że mi Pan przerywa?- zapytałam nie odrywając wzroku od tekstu.
-Niech panienka zejdzie na chwilę! Chcę z panienką porozmawiać!- chłopak ten prawdopodobnie patrzył na mnie. Spojrzałam na niego. Rozpięta marynarka i kamizelka, a pod nimi biała, czysta koszula włożona w szare spodnie wyprasowane w kant. Przewróciłam oczami i schowałam książkę do torebki.
-Niech będzie! Łap!- zrzuciłam torebkę, którą młody mężczyzna złapał. Zeszłam z drzewa i podeszłam do chłopaka, który mimo moich butów na obcasie przewyższał mnie o głowę.
-A więc o czym chciałbyś porozmawiać?- spojrzałam na dosyć przystojnego bruneta, który był powodem mojego zejścia z drzewa.
-Chciałbym panienkę zaprosić na spacer- uśmiechnął się lekko chłopak.
-Jak się przedstawisz, to się zastanowię.- odpowiedziałam i zabrałam z jego rąk torebkę.
-Racja. Jestem Leon Wiśniewski- kiwnęłam głową.
-Ja jestem Emilia Kochanowska. Miło pana poznać- spojrzałam w zielone oczy bruneta.
-Panienkę również, panno Emilio. To pójdzie panienka na ten spacer?- Mimo, że znałam odpowiedź od razu, to udawałam, że się zastanawiam.
-Niech będzie- odpowiedziałam. Chłopak kiwnął głową i ruszyliśmy w kierunku Pałacu Królewskiego.
Byliśmy już prawie przy miejscu docelowym, gdy zobaczyliśmy ludzi biegnących w kierunku przeciwnym do naszego.
-Uciekajcie! Łapanka jest!- jedna z kobiet zatrzymała się na chwilę, informując o niebezpieczeństwie, po czym znów ruszyła biegiem przed siebie. Spojrzałam na Leona i ruszyliśmy szybkim tempem do najbliższej kawiarni z niemą prośbą, żeby Niemcy tylko tam nie weszli.
-Zostaniemy tutaj przez jakiś czas- stwierdził chłopak, na co ja kiwnęłam głową. Po chwili podeszła do nas kelnerka z pytaniem o zamówienie. Wzięliśmy wodę i po kawałku ciasta.
Trzy miesiące później byliśmy już dobrymi przyjaciółmi, mimo iż początek naszej znajomości nie był najlepszy. Poznaliśmy się lepiej. Okazało się, że starszy o parę lat starszy brat Leona jest pilotem w jednym z dywizjonów stworzonych z polskich pilotów walczących o Anglię. Ja powiedziałam mu o rodzicach i ich historii z czasów 1 wojny. Mama była sanitariuszką; tata został ranny na froncie, więc został przewieziony do szpitala polowego. Tam się poznali.
-Emilka! Zejdziesz?- Leon od paru minut stał pod drzewem, przy którym się poznaliśmy. Stał w tym samym miejscu, w którym parę miesięcy temu stał, zapraszając mnie na spacer.
-Już idę!- zeszłam z drzewa i przytuliłam chłopaka.
-Wiesz, mój drogi, muszę iść powiedzieć mojemu kuzynowi, że mogę mu pomóc z lekcjami.
-No to idziemy- Leon uśmiechnął się i ruszyliśmy.
Wszędzie było pełno Niemców, ale jednak u nas w Krakowie nie było tak źle jak w Warszawie. Tam to dopiero było ich mnóstwo. A łapanki? Tam było to już na porządku dziennym to że jest ich kilka, a u nas były dwie na cały dzień. Z tym było pewnie związane spóźnienie Leona.
Po kilku chwilach chłopak wpadł do mojego mieszkania.
-Przepraszam za spóźnienie. Na Jagiellońskiej łapali.- powiedział zdyszany.
-Nic się nie stało. O czym chciałeś porozmawiać?- spojrzałam na chłopaka niepewnym wzrokiem.
-Muszę jechać do Warszawy. Dowództwo chce, żebym pomógł tam w kilku akcjach. Nie powiedzieli nawet w jakich. Wiem tylko, że mam się stawić jutro o 19 u jednego z dowódców Armii Krajowej.
-Wrócisz?- spytałam niepewnie.
-Wrócę.- odparł z uśmiechem brunet o zielonych oczach zupełnie innych od moich, błękitnych.
- Muszę już iść. Spotkamy się niebawem. Może nawet przyjedziesz do mnie, do Warszawy.- powiedział Leon. Kiwnęłam głową, wiedząc, że nic już nie zrobię. Mój najlepszy przyjaciel uśmiechnął się lekko i przytulił mnie. Po chwili wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi.
W kuchni, przez otwarte okno usłyszałam głosy zatrzymujących Wiśniewskiego głosy.
Nie wiedziałam o co chodzi. Nie znałam niemieckiego tak dobrze jak mój przyjaciel.
Jednak wiedziałam, że chłopak o coś się z nimi kłóci. Jeden z Niemców przymierzał się do uderzenia Leona w twarz, ale drugi był szybszy. Wyciągnął pistolet i zastrzelił chłopaka. Z niedowierzania i smutku nie mogłam się ruszyć. To nie mogło się tak skończyć. Po prostu nie mogło. Leon miał pojechać na kilka dni do Warszawy, a potem mieliśmy się znowu spotkać. A nawet nie wyjechał.
-Ale nie wiem co stało się dalej, bo zemdlałam. - Skończyłam swoją opowieść o przyjaźni z Leonem Wiśniewskim. Moja wnuczka spojrzała na mnie.
-Babciu, czemu nie wspomniałaś ani razu o jego pseudonimie?- moja wnuczka popatrzyła się na mnie z pytaniem w oczach.
-O pseudonimie Leona?- zdziwiłam się.
-No tak. Przecież skoro miał jechać na akcję do Warszawy to znaczy, że walczył w Armii Krajowej. A skoro walczył, to musiał mieć jakiś pseudonim.
-Miał pseudonim. Hermes.- westchnęłam i nie powiedziałam o nim nic więcej.